Nie bez powodu kieruję do Was mój dzisiejszy przekaz. Dzień Wigilii Świąt Bożego Narodzenia wyzwala w nas wszystkie najszlachetniejsze cechy, które w codziennym pędzie często nie mogą się przebić w naszej świadomości z przełożeniem na stosowanie w naszych codziennych relacjach z napotykanymi ludźmi. Chcę za pośrednictwem tego przekazu polecić Waszej uwadze i życzliwości
Śmierć przychodzi cicho. Niezapowiedziana, nieproszona... Nigdy nie ma na nią odpowiedniej chwili, jest zawsze gościem nie na czas….My chrześcijanie wierzymy jednak, że śmierć nie jest końcem drogi, jest tylko etapem w wielkim bożym planie dla każdego z nas. Dlaczego teraz, dlaczego tak szybko i niespodziewanie? Odpowiedź wydaje się prosta: Bóg postanowił zalesić częściowo swoje niebiańskie polany. Wszyscy jesteśmy dumni z tego, że to właśnie CIebie Andrzeju, członka naszej lokalnej społecznoćci, wybrał na architekta zieleni w niebie...., doceniając twoją rzetelność, pracowitość i skromność w twoim ziemskim dziele rozmnażania biblijnych talentów. My żyjący o twojej ziemskiej misji nie będziemy w stanie zapomnieć. Pozostawiłeś nam po sobie wieczny postument swojego życia. Przypominać nam będzie o tobie każdy okoliczny widok lasu, jago zapach i szum, zwierzyna a nawet zebrany z dumą grzyb. Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania, jak zwykle skromnie, jako niezłomny szlachetny człowiek z zasadami. Znając jednak twoją niezmierzoną miłość do lasu zapewne chciałbyś przytoczyć nam wszystkim choćby werset z wiersza Juliana Ejsmonta: „Gdy wybije mej śmierci godzina,pochowajcie mnie w kniei zielonej…niech nade mną zaszumi gęstwina...." Andrzeju żegnaj i spoczywaj w spokoju. Twoim najbliższym – niechaj czas przyniesie spokój i pocieszenie. W imieniu Rady Miejskiej w Chojnie Piotr Mróz Przewodniczący Rady Miejskiej w Chojnie
w-ce starosta Anna Jung, dyrektor CUW Renata Rasińska, starosta Piotr Gruszczyński. 21.02.2022r. W dniu 15 lutego 2022r., w biurze poselskim Zbigniewa Dolaty odbyła się konferencja prasowa tematem której były wnioski pokontrolne Regionalnej Izby Obrachunkowej z kontroli doraźnej gospodarki finansowej w zakresie zamówień publicznych na dostawy i usługi w 2020 i 2021 roku.
Wiceminister Sellin, którego zmarły radny był asystentem, w ostatnim słowie na cmentarzu wspomniał o początkach czteroletniej znajomości z Dawidem Krupejem. - Szybko zorientowałem się, że mam do czynienia z człowiekiem, który myśli o sprawach publicznych, o polityce tak samo, jak ja – że to jest działanie na rzecz dobra wspólnego, że można to dobro poszerzać, będąc aktywnym właśnie w polityce. Zorientowałem się, że mam do czynienia z człowiekiem wielu talentów, ambitnym, dlatego zaproponowałem mu, by pracował ze mną nie tylko w Gdańsku, ale i w Warszawie – mówił na pogrzebie Sellin. Podkreślił, że Dawid Krupej towarzyszył mu niemal w każdym spotkaniu w ministerstwie, a także w zagranicznych i krajowych delegacjach. - Szedł też już własną drogą polityczną. (…) Zdobył mandat radnego miasta Gdańska. (…) Był jednym z najaktywniejszych radnych, bardzo angażujących się w konkretne sprawy, zwłaszcza w sprawy kultury, instytucji kultury – zaznaczył wiceminister. Sellin dodał, że tracąc Dawida, stracił „jakiś rodzaj światła, który Dawid wnosił również do mojego życia”. Wiceminister podkreślił, że jego asystent miał ten błysk w oku, ten uśmiech i ten głos. Dodał, że „to światło w ostatnich miesiącach życia Dawida gasło”. - Obserwowaliśmy to z bliska, byliśmy przerażeni, ale też bezsilni. Ogarniał Dawida mrok – mówił Sellin, wierząc, jak sam powiedział, że dziś ogarnia go „światło bożej miłości”. Sellin podczas uroczystości podziękował swojemu środowisku politycznemu, ale także politycznym oponentom za wzruszające wpisy do księgi kondolencyjnej, która w gdańskim ratuszu wystawiona była od poniedziałku do piątku. Podkreślił, że opozycja na czele z prezydent Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz, przyjechała do Słupska pożegnać radnego. Natomiast wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdańska Piotr Gierszewski nad trumną Dawida Krupeja swoje słowa, w imieniu radnych i gdańszczan, skierował właśnie do niego. - Dawid, odszedłeś cicho, bez słów pożegnania. (…) Żadne słowa nie wyrażą naszego bólu, żalu. Nie mówimy tobie "żegnaj", lecz "do zobaczenia". (…) Pamiętam, jak przyjechałeś do Gdańska i pytałeś mnie, jak zrozumieć, nauczyć się tego, by być jak najlepszym radnym tego dumnego, pięknego miasta. Dziś my, radni, mówimy tobie - stałeś się jednym z nas, a gdańszczanie na swój sposób ciebie pokochali. Dałeś im wiarę w lepsze jutro, swoją młodość, charyzmę, zaangażowanie, nietuzinkową kulturę osobistą, wiedzę i piękny głos, który dziś zamilkł, ale brzmi w naszych umysłach i sercach – powiedział Gierszewski. Podczas uroczystości na cmentarzu zmarłego pożegnała społeczność Akademii Muzycznej w Gdańsku oraz przyjaciele, z którymi Krupej był związany od dzieciństwa. Msza pogrzebowa odprawiona została w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Słupsku. Sellin odczytał list od wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotra Glińskiego, w którym ten złożył kondolencje rodzinie zmarłego i żegnał przyjaciela, współpracownika, artystę i działacza społecznego. - Żegnamy gorącego patriotę, oddanego Polsce i polskiej kulturze. Dawid, człowiek niezwykle utalentowany, charyzmatyczny, odnosił sukcesy w swojej działalności publicznej. Empatyczny i wrażliwy angażował się w niezliczone inicjatywy społeczne, a jego gotowość do bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi najlepiej oddają liczne odznaki zasłużonego, honorowego dawcy krwi – napisał minister Gliński. W liście pisał o Krupeju jako artyście śpiewaku, który „na scenie czuł się świetnie, a publiczność zdobywał autentycznością swoich występów” oraz ambitnym człowieku, który te ambicje dobrze lokuje, będąc u progu napisania pracy doktorskiej. List kondolencyjny wystosował również metropolita gdański abp Leszek Sławoj Głódź. Odczytał go ks. Roman Sypniewski. - Według oceny ludzkiej przedwcześnie odszedł z tego świata. Papież Franciszek w jednym z kazań wygłoszonych w Domu św. Marty zapewniał, że śmierć jest objęciem Pana. Należy ją przeżyć z nadzieją – napisał arcybiskup, podkreślając, że w pamięci Dawid Krupej pozostanie człowiekiem o wielkim sercu, wrażliwym, zatroskanym o dobro wspólne, społecznikiem. Dawid Krupej zmarł 21 lutego w wieku 29 lat. Z wykształcenia był magistrem sztuki i śpiewakiem operowym. Ukończył Akademię Muzyczną w Gdańsku. Był doktorantem w zakresie nauk o zarządzaniu na Uniwersytecie Gdańskim. Mandat radnego Gdańska uzyskał w wyborach samorządowych jesienią 2018 roku. Był liderem listy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości w okręgu numer 6 obejmującym Oliwę i Osowę. Zasiadał w Komisji ds. Skarg, Wniosków i Petycji oraz Komisji Kultury i Promocji Rady Miasta Gdańska. Był pracownikiem Biura Programu Niepodległa. Współpracował z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, był asystentem wiceministra Jarosława Sellina. Śledztwo w sprawie śmierci radnego wszczęła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Żoliborz. Ze wstępnych ustaleń prokuratury nie wynika, żeby jego śmierć była wynikiem działania osób trzecich. Źródło: PAP,
Psa znaleziono w sylwestra, w pociągu relacji Gliwice-Częstochowa w woj. śląskim. Piesek nie należał do żadnego z pasażerów. Nie wiadomo, czy pies do pociągu wsiadł sam, próbując uciec przed petardami, czy ktoś wepchnął go siłą. Siostra, pana który zaopiekował się pieskiem pisze: SZUKAMY WŁAŚCICIELA!!! PIES, Który Podróżował koleją… DO ROZPOZNANIAZNALEZIONY W
Zakończenie Roku Szkolnego ...Sukcesy akordeonistów!!!Jakub Kłak ponownie na podi...Serdecznie zapraszamy!!!Witaj majowa jutrzenko…...Klarnetowe sukcesy!!!Kolejny saksofonowy sukces!!...Wielkanoc 2022Ciało 13-letniej Patrycji z Bytomia odnaleziono 13 stycznia na nieużytkach w Piekarach Śląskich, niedaleko centrum handlowego. Zwłoki były przykryte kartonem. Do morderstwa przyznał się kolega Patrycji – 15-letni Kacper, który jako motyw podał fakt, że dziewczyna była z nim w ciąży. Setki ludzi w geście solidarności z rodzicami zamordowanej nastolatki, zebrali się w centrum Daniel Dobrowolski Ukochany Mąż i Tatuś "Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania, tak jakbyś nie chciał swym odejściem smucić... Tak jakbyś wierzył w godzinę rozstania, że masz niebawem z dobrą wieścią wrócić." Pogrążeni w głębokim bólu zawiadamiamy, że dnia 13 października 2015 r. odszedł nagle DOBROWOLSKI, lat 41 nauczyciel wychowania fizycznego Pogrzeb odbędzie się w sobotę 17 października 2015 r. o godz. na cmentarzu komunalnym przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy. Prosimy o nieskładanie kondolencji Żona z Synem Daniel Dobrowolski Ukochany Mąż i Tatuś "Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania, tak jakbyś nie chciał swym odejściem smucić... Tak jakbyś wierzył w godzinę rozstania, że masz niebawem z dobrą wieścią wrócić." Pogrążeni w głębokim bólu zawiadamiamy, że dnia 13 października 2015 r. odszedł nagle DOBROWOLSKI, lat 41 nauczyciel wychowania fizycznego Pogrzeb odbędzie się w sobotę 17 października 2015 r. o godz. na cmentarzu komunalnym przy ul. Wiślanej w Bydgoszczy. Prosimy o nieskładanie kondolencji Żona z Synem Informacje Miejscowość spoczynku: Bydgoszcz Miejsce spoczynku: cmentarz komunalny przy ul. WiślanejPanie Profesorze… odszedłeś cicho, bez słów pożegnania… Zapamiętamy Cię jako człowieka, który bardzo lubił pracę z młodzieżą i dla każdego miał dobre słowo. Będzie nam Cię wszystkim brakowało, bo trudno żegnać na zawsze kogoś, kto jeszcze wiele lat mógłby być z nami…Jeśli ktoś chce się podzielić wspomnieniami dotyczącymi naszej szkoły zapraszamy do kontaktu: tel. (061) 29-21-559 e-mail: zsnr2szamotuly@ @ Pożegnania Adam Florczyk (1949-2022) „Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania. Tak, jakbyś nie chciał, swym odejściem smucić... Tak, jakbyś wierzył w godzinę rozstania, że masz niebawem z dobrą wieścią wrócić. ” Ks. Jan Twardowski Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci naszego Kolegi śp. Adama Florczyka. Pan Adam urodził się w 1949 r. w Uścikowcu koło Obornik. W Obornikach ukończył Szkołę Podstawową a następnie Liceum Ogólnokształcące. W 1972 r. ukończył studia w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu uzyskując tytuł magistra inżyniera rolnictwa. Po ukończeniu studiów przez dwa lata pracował w Centrali Nasiennej w Obornikach a od Rolniczym Kombinacie Spółdzielczym w Szczuczynie na stanowisku kierownika zakładu rolnego. Już w trakcie pracy w Kombinacie współpracował z naszą Szkołą. W 1991 r. został nauczycielem przedmiotów zawodowych. Nieustannie doskonalił swój warsztat pracy, podnosił kwalifikacje — ukończył Studia Podyplomowe w zakresie technologii żywności oraz marketingu rolno-spożywczego czego efektem były doskonałe wyniki Jego wychowanków. Przez ponad 20 lat kariery nauczycielskiej pełnił funkcje wychowawcy klasy a od 2007 r. do czasu przejścia na emeryturę kierownika szkolenia praktycznego. Dobry kolega, świetny wychowawca, doskonały nauczyciel — taki, niestety, już BYŁ. Szanował i cenił innych - wydobywał z nich to, co najlepsze. W piękny i szlachetny sposób zawsze pozostawał sobą. W pracy pedagogicznej łączył ciepło i wyrozumiałość z dyscypliną i wysokimi wymaganiami, a wszystko to, bez cienia nachalnego dydaktyzmu. Nic więc dziwnego, ze zapamiętamy Go jako człowieka mądrego, życzliwego i pełnego zapału. Zawsze uśmiechnięty pozostanie w sercach tych, którzy mieli okazję Go spotkać. Teodor Bańczyk (1938-2021) „Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania. Tak, jakbyś nie chciał, swym odejściem smucić… Tak, jakbyś wierzył w godzinę rozstania, że masz niebawem z dobrą wieścią wrócić.” Ks. Jan Twardowski Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci naszego Kolegi śp Teodora Bańczyka. Pan Teodor, szamotulak od zawsze, urodził się w 1938r. w naszym mieście. Tu spędził trudny czas okupacji, tu się kształcił. Zaraz po wojnie, w 1945 roku, rozpoczął naukę w Szkole Podstawowej, którą kontynuował w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym. Po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Poznaniu rozpoczął pracę jako pedagog. Trwała ona, nie licząc krótkiego epizodu zawodowego w Powiatowym Związku Kółek Rolniczych, niemalże 41 lat. W 1969 r. ukończył studia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, uzyskując tytuł magistra inżyniera chemii, a w 1975r. stał się nauczycielem dyplomowanym – profesorem szkoły średniej. Mając już doświadczenie pedagogiczne podjął w 1972 roku pracę w naszej szkole na stanowisku nauczyciela chemii i kontynuował ją nieprzerwanie do roku 2002. Nieustannie doskonalił swój warsztat pracy, podnosił kwalifikacje, czego efektem były doskonałe wyniki Jego wychowanków. Dowodem zaangażowania Pana Teodora były także liczne nagrody i wyróżnienia. Dobry kolega, świetny wychowawca, doskonały nauczyciel – taki, niestety, już BYŁ. Szanował i cenił innych – wydobywał z nich to, co najlepsze. W piękny i szlachetny sposób zawsze pozostawał sobą. W pracy pedagogicznej łączył ciepło i wyrozumiałość z dyscypliną i wysokimi wymaganiami, a wszystko to, bez cienia nachalnego dydaktyzmu. Nic więc dziwnego, że zapamiętamy Go jako człowieka mądrego, życzliwego i pełnego zapału. Zawsze uśmiechnięty pozostanie w sercach tych, którzy mieli okazję Go spotkać CZŁOWIEKIEM szlachetnym, pełnym empatii i otwartości na potrzeby innych. Pan Teodor po prostu kochał ludzi i wierzył zawsze, że „są raczej dobrzy niż źli” ( Elżbieta Jaraczewska (1938-2021) Dotarła no nas smutna wiadomość o śmierci naszej Koleżanki śp. Elżbiety Jaraczewskiej. Pani Elżbieta Jaraczewska była przez prawie trzydzieści lat kierowniczką internatu Zespołu Szkół Rolniczych. W naszej pamięci pozostanie jako osoba lubiąca młodzież. Jej myślą w działalności wychowawczej było uczynienie z internatu drugiego domu dla uczącej się w naszej szkole młodzieży. Z racji wykształcenia dużą rolę przywiązywała do spraw kulinarnych. Pani Elżbieta urodziła się 31 grudnia 1938 r. w Pępowie koło Gostynia. Rodzice byli nauczycielami miejscowej Szkoły Podstawowej. Tam też Pani Elżbieta ukończyła podstawówkę a później Technikum Gastronomiczne w Lesznie. Pracę zawodową rozpoczęła w 1956 r. w Szpitalu w Piaskach koło Gostynia. Rok później swoją karierę zawodową związała ze szkolnictwem. Była kolejno nauczycielką przedmiotów gastronomicznych w Dwuzimowej Szkole Rolniczej w Grabonogu, w latach 1965-67 kierowniczką internatu w Technikum Rolniczym w Gołańczy a od 1967 r. kierowniczką internatu w Technikum Rolniczym w Szamotułach. Tę funkcję pełniła przez prawie 30 lat do przejścia na emeryturę w 1995 r. W czasie pracy zawodowej podnosiła swoje kwalifikacje zawodowe, ukończyła w 1967 r. Studium Nauczycielskie w Brwinowie, w 1974 r. Wyższą Szkołę Nauczycielską w Częstochowie. W 1980 r. uzyskała tytuł magistra pedagogiki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Elżbieta Jaraczewska została pochowana 28 czerwca 2021 r. na cmentarzu Nowina w Poznaniu. Jadwiga Krygiel (1942-2021) Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci naszej Koleżanki śp. Jadwigi Krygiel. Pani Jadwiga Krygiel przez prawie trzydzieści lat była nauczycielką Zespołu Szkół Rolniczych w Szamotułach. W pamięci nauczycieli i uczniów zapisała się jako wspaniała, wyrozumiała, pełna humoru Koleżanka, Nauczycielka, Wychowawczyni, wielce zaangażowana w działalność na rzecz całej społeczności szkolnej. Była organizatorką i opiekunką uczniów na zagranicznych praktykach młodzieży, w Czechosłowacji, w Niemczech i na Węgrzech. Przez wiele lat organizowała i prowadziła Ochotnicze Hufce Pracy, dzięki którym ponad sto osób mogło ukończyć szkołę. Była Osobą wielu pasji, inicjatyw i zainteresowań, ale zawsze najważniejszą sprawą był uczeń i szkoła. Pani Jadwiga urodziła się w 1942 r. w Tomaszówce w dawnym województwie wołyńskim. Po wojnie wraz z rodzicami zamieszkała w okolicach Wrześni. W 1962 r. ukończyła Technikum Rolnicze w Witkowie koło Gniezna, a w 1964 r. Studium Nauczycielskie w Kaliszu. W tym samym roku rozpoczęła pracę zawodową w Państwowym Technikum Rolniczym w Starym Tomyślu. W latach 1966-72 była nauczycielką Zasadniczej Szkoły Rolniczej w Chełmnie koło Pniew. Mając już spore doświadczenie w pracy pedagogiczno - wychowawczej w 1972 r. objęła stanowisko nauczycielki produkcji zwierzęcej w Technikum Rolniczym - Zespole Szkół Rolniczych im. Stanisława Staszica w Szamotułach. W czasie pracy zawodowej doskonaliła swój warsztat pracy zdobywając nowe kwalifikacje na wielu kursach i studiach podyplomowych. W 1983 r. ukończyła z wynikiem bardzo dobrym studia na Akademii Rolniczej w Poznaniu jako magister inżynier rolnictwa. Stanisława Meissnerowska (1930-2021) W piątek, 15 stycznia, na cmentarzu parafialnym w Szamotułach odbył się pogrzeb naszej Koleżanki śp. Stanisławy Meisnerowskiej. Pani Stasia, bo tak się do Niej zwracaliśmy, przez kilkanaście lat była nauczycielką ówczesnego Zespołu Szkół Rolniczych w Szamotułach. W naszej pamięci, nauczycieli i uczniów, zapisała się jako wspaniała, wyrozumiała, pełna humoru koleżanka, nauczycielka i wychowawczyni. Była Osobą wielce zaangażowaną w działalność na rzecz całej społeczności szkolnej pracując w Związku Nauczycielstwa Polskiego, czy Komisji Socjalnej. Przez wiele lat była organizatorką i instruktorką Związku Harcerstwa Polskiego w naszej szkole. Jej wielką pasją, której poświęciła wiele pracy był Zespół Folklorystyczny „Wiwat”. Pani Stanisława Meisnerowska urodziła się w 1930 roku w okolicach Żnina w dzisiejszym województwie Kujawsko – Pomorskim. Po ukończeniu w 1951 r. Liceum Ogrodniczego w Toruniu otrzymała nakaz pracy do Państwowych Gospodarstw Rolnych w Malborku i Tczewie. W latach 1955 – 1964 pracowała w Zarządzie Zieleni Miejskiej w Poznaniu i Państwowym Kombinacie Ogrodniczym w Owińskach. W 1964 r. podjęła pracę w Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Szamotułach jako kierownik Zakładu Ogrodniczego. Mając duże doświadczenie zawodowe w ogrodnictwie, w 1971 r. przeszła do pracy w Zasadniczej Szkole Rolniczej w charakterze nauczyciela przedmiotów zawodowych, a po zmianach organizacyjnych, do czasu przejścia na emeryturę w 1986 r. była nauczycielką Zespołu Szkół Rolniczych w Szamotułach. Wspomnienia Kapuśniaki rocznik 1956-1961 Zjeżdżali się po skończeniu podstawówki w 1956 r., młodzież zjeżdżała się i z gór, i z nizin, ze wschodu i zachodu, i od morza, cała brać z Ojczyzny, ziemi naszej, z Polski do Szamotuł, grodu Halszki, miasta nad Samą. W 1 956 r. były i kończyły się uroczystości 500-lecia Szamotuł. Tak to na początku drugiego 500-lecia grodu zjechała się młodzież z całej Polski do szamotulskiej Alma Mater rolniczej, naszej ukochanej szkoły. Było to Technikum Hodowlane, wówczas czteroletnie. Na egzamin w czerwcu nie przyjechaliśmy, bo było poznańskie powstanie, właśnie na końcu czerwca. Jak się uspokoiło, to nas setka przybyła do drewnianego baraku - i szkoły nad rzeką Samą w parku przy baszcie i zamku. Do baraku, gdzie stał przy wejściu na początku korytarza drewniany szkielet konia (...). Była to wspaniała młodzież z kilku roczników: 1943, 42, 41, 40, nawet z 39. Miałem do szkoły blisko, bo z Bytynia, do siedziby miejscowego powiatu było 18 km. Po egzaminach zostaliśmy przyjęci do szkoły. Zanim zaczęliśmy we wrześniu naukę, już od chwili przyjazdu na dworzec, opiekowali się nami starsi koledzy z drugiej i trzeciej klasy, wprowadzając nas do internatów. Tak, bo było kilka internatów. W baraku przy więzieniu na ul. 1-go Maja, na "Korei" (bo tak to nazywaliśmy) w budynku dawnej szkoły rolniczej, ładnym i murowanym, gdzie był radiowęzeł na Placu Sienkiewicza przy nieczynnym kościele z krzywą wieżą. Też internaty w Baszcie Halszki i w Zamku, gdzie na parterze był sekretariat szkoły i mieszkanie rodziny pana dyrektora, wspaniałego inż. Bronisława Szczepańskiego. Też na parterze były dwie sale do ćwiczeń - to gabinety z chemii i biologii (jedna z tych sal na pewno była przedtem mieszkaniem chłopaków. Na piętrze mieszkał pan prof. inż. Marian Kuska z rodziną. Tam mieszkały również wychowawczynie internatu dla dziewczyn i nauczycielki - prof. Wilniewczyc i pani prof. Aleksandra Krazue z języka rosyjskiego i wspaniała wychowawczyni w internacie. Rodzinne mieszkanie obok zajmował wieloletni dyrektor i zastępca - mózg szkoły prof. Bohdan Grabowski. Tam też był internat uczennic. Blisko Zamku jest parterowa oficyna, wtedy zamieszkiwały w niej trzy rodziny: pana prof. Juliana Dumani, ułana, długoletniego woźnego pana Kieryka i gorzelanego pana Sidoruka - jego rodzinę mniej pamiętam. Przy szkole było gospodarstwo rolne: obory, świniarnia, gorzelnia na podwórzu i park maszynowy pod wiatą. Za podwórzem sad jabłoniowy (ale nam te jabłka we wrześniu smakowały), za sadem łącznie warzywny ogród ciągnący się od Samy obok mostu na ulicy Zamkowej. Blisko Samy, opodal fosy, na skraju parku przyzamkowego, ciągnącego się od Zamku i Baszty był barak - to nasza szkoła. Na pewno uczyło nas cudowne grono, zapamiętani i niezapomniani wychowawcy i nauczyciele. Teraz z serdecznością wspominam naszych kochanych nauczycieli. W pierwszej klasie wychowawczynią naszą była uczuciowa pani prof. Halina Cynalewska, absolwentka uczelni WSR w Olsztynie. Przez wszystkie lata uczyli nas: polonistka Maria Brzeskwiniewicz, matematyki Romana Bezdekowa, , z wieloletnim stażem wspomniany Bohdan Grabowski, uczący nas uprawy roli i roślin - ogólnej i szczegółowej, Julian Dumania, który wykładał nam hodowlę zwierząt gospodarskich. Przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego uczył prof. Stanisław Sałata, który mieszkał z rodziną blisko Placu Sienkiewicza. Pod jego opieką, w głębi parku, niedaleko Samy, urządziliśmy strzelnicę, gdzie strzelaliśmy z KBKS-u w ramach ćwiczeń z PW. Absolwent szkoły inż. Zdzisław Skobejk szkolił nas i opiekował się nami na praktykach, które odbywały się raz w tygodniu od rannych godzin lekcyjnych do obiadu. Pani prof. Maria Pikul dojeżdżała z Baborówka i szkoliła nas w miernictwie i jeszcze jakąś ekonomię nam wykładała. Historyk prof. Szczepan Moskwa (pracujący od początku szkoły, bo w 1956 r. szkoła miała już 10 lat, o czym wtedy nie wiedzieliśmy), szczególnie na długiej przerwie wyłapywał palaczy, chodząc z dłuższą linijką po ubikacją szkolną i za barakiem. Jednak nikomu nie robił szkody z tego powodu. Jakie to były rolnicze szkoły przedwojenne, mało wiemy, Jednak po nich odziedziczyliśmy spuściznę i ją zasmakowaliśmy. Po reorganizacji w 1957/58 z Technikum Hodowlanego powstało Państwowe Technikum Rolnicze - pięcioletnie - PTR. Nosiliśmy zielone czapki jak studenci i wiatrówki, zielone wierzchnie bluzy i tarcze przyszywane na rękawach. W PTR szczęśliwie ukończyliśmy szkołę i pozdawaliśmy maturę. W trzecim roku nauki do grona nauczycielskiego dołączył inż. mgr Bogdan Kiełczewski, uzyskał później tytuł naukowy doktora, mieszkał z rodziną w nowym internacie przy ul. Zamkowej 2. Prof. Bogdan, patriota, wydał książkę "Klucz i słuchawki", uczył nas mechanizacji rolnictwa. Szamotulanie uczniów naszej szkoły, naszych kolegów i koleżanki nazywali "Kapuśniakami". Po reorganizacji 1957/58 i likwidacji szkół rolniczych w Grzybnie i Międzychodzie, do grona pedagogicznego dołączyła prof. Ludmiła Szulc, która uczyła nas ochrony roślin oraz Kazimierz Rudzki od zajęć praktycznych. Z Międzychodu prof. Józef Kowalski, który był wychowawcą w internacie i młoda nauczycielka inż. Teresa Żórawska, córka ułana. Została naszą wychowawczynią w kl. II b, mieszkała w skromnym pokoju na drugim piętrze w internacie i z nią ukończyliśmy szkołę z maturą w kieszeni. Absolwenci poszli do szkół na dalszą edukację. Z wielką zdobyczą wyniesioną z szamotulskiej szkoły rolniczej - wiedzą zawodową wzmocnioną edukacją moralną i wychowawczą. Rozproszyli się po uczelniach: Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu, Wrocławiu, Szczecinie, Kaliskim Studium Nauczycielskim, uczelniach wojskowych i innych. Z tymi dobrymi wiadomościami łatwiej im było w szkołach pomaturalnych. Pokończyli je jako cywile, wojskowi, a niejedni zostali profesorami, doktorami i dalej uczyli młodzież, przekazując im wiadomości zdobyte od Kapuśniaków i naszych wspaniałych, kochanych profesorów szamotulskiej rolniczej Alma Mater. Wielu poszło do pracy zawodowej, jak to w życiu. Wielu zostało księżmi i osobami konsekrowanymi. Przecież po tzw. odwilży popaździernikowej w 1956 r. Ksiądz Edmund Klemczak przyjeżdżał na motocyklu na lekcje religii w baraku. Uczył nas, średniaków w szkole, chrześcijańskich zasad życia. Dzięki mu za to. Był duchowym wychowawcą w szamotulskim Domu Dziecka, później proboszczem w Kruszewie i w leżącej nad jeziorem Białej. Jako nieznajomemu plażowiczowi, płynący do brzegu kajakarz powiedział "Dzień dobry, panu". Był to Wujcio ks. Karol Wojtyła, ten wielki Mąż Boży. Wspominam też jedne z rekolekcji wielkopostnych dla młodzieży. Szkoły miały wolne, a młodzież internatowa i z miasta miała rekolekcje w kolegiacie. Była to wspaniała duchowo - wiosenna junacka przygoda, wyryta na całe życie. Pamiętam też kolędę w internacie po Bożym Narodzeniu. Mieliśmy też spotkanie absolwenckie dwóch klas - Teresy Żórawskiej i Bogdana Kiełczewskiego. My, abiturienci zdaliśmy maturę w 1960/61 roku i rozjechaliśmy się po świecie. Szkoła trwa. Następni wspaniali pedagodzy kształcili kadry rolników, a później absolwentami zostały dzieci wcześniejszych absolwentów. Miłość szkolna trwała, niejednokrotnie zakończyła się małżeństwem. Chcę zakończyć uznaniem i podziękowaniem skierowanym do nauczycieli i wychowawców. Pamiętamy, wspominamy i nie zapomnimy tych z rolniczej Alma Mater w Szamotułach, którzy nas wysłali w Polskę i świat lepszymi i mądrzejszymi. Stanisław Teisner (Stachu z Bytynia) rocznik 1956-61 Najlepsza szkoła średnia w Polsce Kiedy po skończeniu drugiej klasy w innym technikum zostałem zmuszony do przeniesienia się do "Kapuśniaków" (Państwowe Technikum Rolnicze nr 5) w Szamotułach, byłem bardzo nieszczęśliwy. Musiałem zostawić środowisko, w którym dość beztrosko dotychczas funkcjonowałem, fajnych kumpli i koleżanki i przenieść się do internatu oddalonego ponad 100 km od domu. W tamtym okresie było to bardzo daleko. Byłem pełen obaw: co to za miasto te Szamotuły? Na jakich kolegów trafię? Jak mnie przyjmą? Jacy są tam belfrowie? Moje obawy spotęgował pierwszy dzień w szkole, kiedy to ówczesny Dyrektor (Józef Koperski) odesłał mnie z powrotem do internatu, ponieważ miałem: za długie włosy, marynarkę w niewłaściwym kolorze, za wąskie spodnie (ówczesna moda) i niewłaściwego formatu torbę. Nie miałem natomiast właściwej zielonej czapki i przyszytej tarczy na ramieniu. Okazało się, że dyscyplina w tej szkole jest znacznie ostrzejsza, od tej do której chodziłem. Obawy rosły. Z drugiej strony zacząłem zauważać, że trafiłem do klasy z pełnymi życzliwości i koleżeństwa uczniami, prowadzonej przez wspaniałego (chyba bliskiego ideałowi) pedagoga, Romanę Bezdekową. Zresztą pozostali belfrowie to w zdecydowanej większości fachowcy, dobrzy pedagodzy (jedni lubiani bardzo, inni trochę mniej), z pewnością wysoka klasa. Brakuje miejsca, aby o nich wszystkich napisać. Nie mogę jednak niektórych pominąć (kolejność jest tutaj zupełnie przypadkowa). Może wykorzystuję sytuację do bardzo subiektywnych ocen, ale gdybym nie wspomniał o prof. Ludmile Szulc, którą nazywaliśmy Miłką, byłby grzech. Pozory surowości, w rzeczywistości serce na dłoni. Przyjaciółka moich rodziców - zawdzięczam jej tyle, że tylko ona wie, ile. Dyrektor Tadeusz Bielaczyk - wzór dyrektora, nauczyciela i człowieka. Bardzo się cieszę, że jego syn był moim studentem i mogłem, przynajmniej w jakiejś mierze zademonstrować mu, jakim nauczycielem był jego ojciec. Prof. Krystyna Zatońska - miała taką pasję zootechniczną, że skończyłem Wydział Zootechniczny Akademii Rolniczej w Poznaniu. Prof. Romuald Malinowski, rusycysta i sportowiec. Wiem, że przysporzyłem mu siwych włosów, ale myślę, że już mi odpuścił. Polonistki prof. Brzeskwiniewicz i prof. Ćwirlej pokazały uczniom technikum rolniczego, że język polski to naprawdę piękna kwestia. Może pani prof. Ćwirlej niezbyt mnie lubiła, ale wie, że bardzo ją ceniłem. Nasz wychowawca w klasie maturalnej - Józef Koperski. Dawał nam szkołę, a my "jemu". Do dzisiaj wspominam dykteryjki czy anegdoty (więcej czy mniej dla niego sympatycznie), będące jego udziałem, ale marynarką noszę zapiętą. Wzór fachowości i obiektywnej, do bólu sprawiedliwej oceny, - Prof. Bronisław Szczepański. Jego pogląd na piłkę nożną (22 durniów biega za jedną piłką, a 100 tysięcy pije i wyje) przeszedł już do historii szkoły. Prof. Pruszkowski - bardzo lubiany nasz gość od przysposobienia obronnego i sportu. Chyba dobrze, że byłem w miarę dobrym sportowcem, bo miłością mnie specjalnie nie darzył. Prof. Helenka Wojciechowska dla nas świeżo upieczona nauczycielka w-f. Była tak sympatyczna, że nie chodziła do naszej klasy. Prof. Elżbieta Jaraczewska - kierowniczka internatu. Jak ona mnie nie lubiła, a ja zawsze uważałem, że internat prowadziła wzorowo. Pozostała nasza wychowawczyni - Romana Bezdekowa. Nic o niej nie piszę, bo wszystko będzie za mało. Ona była po prostu super. Zawsze się można zastanowić, jaki był poziom nauczania w naszej szkole? Mogę to pokazać na swoim przykładzie. Spokojnie zdaliśmy maturę. Po maturze spokojnie dostałem się na studia na Akademii Rolniczej w Poznaniu, na Wydział Zootechniczny, który uchodził wówczas za swego rodzaju elitarny kierunek studiów. W czasie studiów wszystkie przedmioty zawodowe były dla mnie, absolwenta Szamotuł, bardzo łatwe. Wiedza wyniesiona w tym zakresie z technikum w pełni wystarczała na spokojne zdawanie egzaminów (studia skończone z wynikiem bardzo dobrym). Wiedza ta mi pomogła niewątpliwie w napisaniu i obronieniu doktoratu z zakresu ekonomii w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Doktorat dotyczył oczywiście ekonomiki rolnictwa. Do dzisiaj wykorzystuje w swojej pracy, jako wykładowca akademicki, wzory, jakie podpatrzyłem u swoich szkolnych nauczycieli. Do dzisiaj zresztą te wzory (kompetentność, życzliwość, sprawiedliwość) są cały czas aktualne. A uczniowie? Takie ekstra towarzystwo, jakie w tamtych czasach stanowili uczniowie PTR i PTOR, trudno znaleźć. Pomijają naszą super klasę (rocznik maturalny 1972 - jak mogło w jednej klasie znaleźć się tyle wspaniałych osób?) dotyczy to zarówno starszych jak i młodszych kolegów, a w szczególności koleżanek. Piękne natomiast jest to, że wiele z tych kontaktów funkcjonuje do dzisiaj i wiadomo, że na kolegów "kapuśniaków" zawsze można liczyć. Dzisiaj wiem, że gdybym nie trafił do tej szkoły, nigdy nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. Wiem, że dokonało się to dzięki otoczeniu, w którym się znalazłem: nauczyciele, dyrekcja, kierownictwo internatu, koleżanki i koledzy. Dlatego też w imieniu własnym i moich bliskich wszystkim wymienionym dziękuję. Na koniec pytanie: czy można być dumnym z tego, że było się, czy jest się "kapuśniakiem"? Myślę, że nie tylko można, ale i trzeba. Chodziliśmy naprawdę do wspaniałej szkoły (przynajmniej ja ją tak odebrałem). Naszej szkoły. Przecież to my wszyscy tworzyliśmy i tworzyć będziemy jej wizerunek. Kiedyś w Warszawie powiedziałem zdanie, że chodziłem do najlepszej szkoły średniej w Polsce. W wesołej atmosferze zaczęto dyskutować, które to warszawskie liceum jest najlepsze. Ktoś zauważył, że przyjechałem z Poznaniu, a więc które z poznańskich? Było wesoło. Wreszcie powiedziałem, że mówię o Technikum Rolniczym w Szamotułach. Przestano żartować. Pokiwano głowami. Bądźmy dumni z naszej szkoły! Dr Wojciech Chomicz Akademia Ekonomiczna w Poznaniu absolwent 1972 Wspomnienia o szkole i nauczycielach Przed ukończeniem przeze mnie szkoły podstawowej mój wujek powiedział mi, że najmilej wspomina czasy szkoły średniej. Z jego opowiadań wynikało, że to nie tylko okres nauki, ale poszukiwania wartości, ideałów, kształtowania charakteru i osobowości. Był to w jego życiu również okres podróżowania, zabaw ze znajomymi i czas zauroczenia koleżankami z innych klas. To samo powiedziałbym dzisiaj młodym ludziom, którzy zaczynają naukę w szkole średniej. Na początku strach, ustawianie pierwszych klas przez nauczycieli poszczególnych przedmiotów, "szkolenie kotów", i mycie głów przez kolegów ze starszych klas. W pierwszej klasie najzabawniejsze zadania do wykonania zadawano nam na lekcjach biologii. Pamiętam jak musieliśmy przenieść różne owoce do przygotowania do przygotowania plansz morfologicznych w połowie grudnia. Musieliśmy pootwierać w domach wiele słoików z kompotami, aby wyciągnąć po jednym owocu. Na lekcji uprawy roślin zadano nam przyniesienie próbek gleby do analizy zwartości wapnia. Akurat wtedy złapał już mróz i musiałem łyżeczką skrobać twarde skiby, aby zdobyć małe próbki ziemi. Siedząc na tym zamarzniętym polu zacząłem się zastanawiać, czy mój wybór szkolny był trafny. Prawdziwe życie w szkole zaczęło się dla mnie dopiero po drugiej klasie. Nauczyciele przestali nas już tak piłować, mniej zadawali nauki do domu i byli bardziej sympatyczni. Co wspominam najczęściej i najprzyjemniej? Oczywiście zajęcia pozalekcyjne. Najmilej wspominam wyjazdy z Zespołem Folklorystycznym Janiny Foltyn. Wspaniały okres w życiu, w którym młody człowiek zdobywał nowe doświadczenia, poznawał koleżanki i oczywiście uczył się tańczyć. Zwieńczeniem tych trudów i wielu godzin prób były wyjazdy na Przeglądy Twórczości Młodzieżowej, na których bardzo często zdobywaliśmy nagrody i wyróżnienia dla naszej szkoły. Po próbach Zespołu Regionalnego, które odbywały się w internacie, przechodziłem na salę gimnastyczną na treningi zapaśnicze prowadzone przez pana prof. Jerzego Śwista. Muszę przyznać, że ten nauczyciel potrafił przekuć nasze ciała w hartowaną stal. Nigdy przedtem ani potem nie osiągnąłem takiej sprawności fizycznej. Jakie przedmioty utkwiły mi najbardziej w pamięci? Na pewno specyficzne lekcja biologii, humorystyczne zajęcia z przysposobienia obronnego, pełne koncentracji, skupienia i zdziwienia lekcje matematyki. Dziwiliśmy się wtedy, że wychodziły nam zupełnie inne wyniki niż powinny być na tablicy. Słyszeliśmy wtedy, że popełniliśmy zbrodnie matematyczną. Wspominam również ciężką orkę na uprawie i strach na chemii, aby przy doświadczeniach coś się nie zapaliło albo nie wybuchło. Z języka polskiego silne wrażenie wywierał na nas zawsze wirujący długopis; nigdy nie wiadomo było na kogo padnie i kto pójdzie do odpowiedzi. A tak na poważnie była to kuźnia tworzenia własnego stylu pisania oraz wyrażania własnych myśli i wypowiedzi. Podczas poznawania kolejnych epok biesiadowaliśmy w oświeceniu, sięgaliśmy tam, gdzie wzrok nie sięga, mieliśmy serca i patrzeliśmy w serca, bawiliśmy się na "Weselu" i poznawaliśmy jak żyli "Chłopi". Jednak najwspanialsze po 45 minutach lekcji były dla nas przerwy. Przez ten krótki czas żyło się bardzo intensywnie, miało się chęć zamienić kilka zdań z jak największą liczbą znajomych i jeszcze zjeść śniadanie. A śniadania najlepiej było ze znajomymi spożywać na parapetach w toaletach "w specyficznym zapaszku dymu papierosowego i nie tylko". Wtedy to było "trendy". Do dziś nie wiem na czym polegał fenomen tego miejsca spotkań - otoczenie czy towarzystwo? Co dała mi nauka w Technikum Rolniczym w Szamotułach? Solidne podstawy i możliwość dostania się i wytrwania na studiach wyższych. Wiedza zdobyta w szkole średniej i na studiach jest dla mnie cały czas użyteczna. W kształtowaniu poglądów i osobowości młodych ludzi oprócz rodziców ogromną rolę odgrywają wychowawcy i nauczyciele. To właśnie z ich umiejętności, wiedzy i doświadczenia korzystamy przygotowując się do dorosłego życia. Jest tylko jedna zależność - czy tę wiedzę chce się w życiu wykorzystywać czy nie? dr Waldemar Zielewicz Adiunkt Uniwersytetu Przyrodniczego im. A. Cieszkowskiego w Poznaniu, Katedra Łąkarstwa rocznik 1983-88 Mozaika pozytywnego koleżeństwa Wspomnienie "Rolnika", po 20 latach od pożegnania się z tą szkołą, to jak odkopanie skarbu ukrytego w czasach dzieciństwa. W skarbie tym mnóstwo prostych rzeczy, w kontekście emocjonalnym, cieszą do dzisiaj. Tak właśnie po latach postrzegam Kapuśniaka, jako mały skarb dzieciństwa. Bo choć wtedy uważaliśmy się za dorosłych, to dzisiaj ta optyka się zmieniła. Przecież byliśmy dzieciakami, tylko trochę wyrośniętymi. I na finał mojego dzieciństwa, szkoła ta pięknie je wyrzeźbiła. Jak to zazwyczaj bywa, ważne momenty w życiu są dziełem przypadku. Dla mnie "Rolnik" był potwierdzeniem tej tezy. Po zdaniu egzaminów do szamotulskiego "Ogólniaka" w sierpniu podjąłem niezrozumiałą dla wielu decyzję o zmianie szkoły. Dlaczego wybór padł na Jubilata? Może dzieciństwo wrośniętę w wieś, może Rolnik miał spełnić marzenia o zostaniu weterynarzem? A może pragmatyczne spojrzenie rodziców, że dobrze mieć po szkole średniej zawód? To był pierwszy w moim życiu ważny wybór. Choć wtedy wybór ten - jak to w przypadku 15-letniego dzieciaka - nie był oparty na rzeczowych argumentach, ale też na sporej dawce emocji i intuicji. Dziś wiem, że to właśnie jeden z życiowych wyborów, który pomógł mi doprowadzić mnie do stanu "życiowego szczęścia", z jakim się obecnie identyfikuje. Tak też dzisiaj postrzegam "Kapuśniaka" jako szkołę życia, która musi być słodka i gorzka. Ta słodycz to dla mnie głównie przyjazna atmosfera szkoły. Tworzyli ją niektórzy nauczyciele, ale przede wszystkim koleżanki i koledzy uczniowie. Po dość trudnych doświadczeniach w tej dziedzinie z szamotulskiej podstawówki, "Kapuśniak" okazał się dla mnie mozaiką pozytywnego koleżeństwa. Przez pięć lat - nie tylko w mojej klasie, ale w całej szkole - nie napotkałem negatywnej postaci wśród uczniów. Myślę, że rodzaj szczególnej więzi pozwoliły nam ukształtować wspólne doświadczenia poza szkołą, których uczniowie innych szkół mogli doświadczyć np. tylko podczas wycieczek szkolnych. My takie "wycieczki" mieliśmy fundowane dość często. A nazywały się one: "praktyki szkolne". Jako przyszli rolnicy byliśmy wysyłani na tę praktyczną naukę zawodu na łono natury. Aby wejść na pokład wyjątkowego środka transportu zwanego "Arizoną" (osobowa przyczepa rolnicza), należało przejść weryfikację umundurowania, czyli kombinezonu i głównej części garderoby praktykanta - beretu z antenką. Weryfikacji tej dokonywała postać wyjątkowa - profesor Józef Koperski. Poległem przy pierwszym podejściu z powodu braku antenki. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego ona była taka istotna. Wtedy Pan Koperski był dla mnie gorzką stroną "Rolnika". Dzisiaj ta gorycz ma kolor złota. A wspomniane więzi i lepsze poznanie kształtowaliśmy nie tylko przy ciężkiej pracy, ale także podczas bitew na pomidory, spotkań o 5 rano przy dojeniu krów w Gałopolu, czy pieczeniu ziemniaków na ognisku podczas wykopków. Wspominając szkołę z tamtych lat zawsze będę mówił o trzech wyjątkowych nauczycielach, bo do dziś mam ich w sercu. I do dziś każde przelotne spotkanie z nimi to dla mnie wielka radość. Zdzisław "Zdzichu" Kostrzyński był dla mnie wtedy rewolucyjnym nauczycielem. Wcześniej nie wiedziałem, że nauczyciel może w tak partnerski sposób traktować ucznia i w tak fascynujący sposób przekazywać wiedzę. Arkadiusz Majer to był szczyt inteligencji i taktu, który w doskonały sposób potrafił oczekiwać tego samego od uczniów. I postać dla mnie wyjątkowa - Anna Wicher (nawet teraz mam obawy ile znajdzie tu błędów). Potrafiła dać mi impuls do kreatywnego działania. To dzięki niej napisałem pierwszy w życiu tekst (o paleniu papierosów w uczniowskiej toalecie) do gazetki szkolnej. Może dlatego po ukończeniu "Rolnika" przez kilkanaście lat pracowałem jako reporter w gazetach... Co zawdzięczam "Kapuśniakowi"? Ta szkoła dała mi możliwość poczucia mocy rozwiniętych skrzydeł. Do dziś też chwalę się w towarzystwie i przed moimi trzema synami, że mam "prawo jazdy" na kombajn zbożowy. Piotr Michalak Dyrektor Szamotulskiego Ośrodka Kultury rocznik 1991-1996 Zaglądamy do kronik szkolnych "Rolnika". Może i Ty znajdziesz się na zdjęciu? - artykuł ze strony internetowej Kadra nauczycielska w roku szkolnym 2005/2006 Aleksandra Adamczak - język angielski Jacek Bartusch - geografia Renata Bednarczyk - przedmioty zawodowe Ewa Bielaczyk - bibliotekarz Marian Borowiec - przedmioty zawodowe Paweł Borowiec - informatyka Urszula Budniaczyńska - przedmioty zawodowe Elżbieta Czarnecka - przedmioty zawodowe Karolina Czyż - Dukat - matematyka Izabela Dąbrowska - język angielski Anna Dolińska - matematyka Izabela Dubiel - wychowanie fizyczne Adam Florczyk - przedmioty zawodowe Anna Gawlak - język niemiecki Urszula Golon - przedmioty zawodowe Piotr Gotowy - historia, wiedza o społeczeństwie Magdalena Grążka - geografia Marlena Grenda - język niemiecki Grażyna Hadyniak - pedagog Katarzyna Jakubowska - biologia Renata Jędrzejczak - język polski Kaliszan Joanna - język angielski Knutowicz Julita - wychowanie fizyczne Ewa Kobylińska - język niemiecki Zdzisław Kostrzyński - wychowanie fizyczne Anna Kustoń - historia Martyna Kustoń - język angielski Daniel Kuzara - matematyka ks. Szczepan Łakomy - religia Arkadiusz Majer - przysposobienie obronne Edyta Mazur - język niemiecki Jacek Napierała - język polski Katarzyna Nowak - biologia Ewelina Otulakowska - język polski Żaneta Pawlak - język angielski, informatyka Ewa Peraj - podstawy przedsiębiorczości Maria Perz - fizyka Małgorzata Piechota - wychowawca internatu Lidia Piotrowska - fizyka Katarzyna Ratajczak - chemia, informatyka Hanna Rys - historia Aleksandra Sadek - przedmioty zawodowe Piotr Sołtysiak - przedmioty zawodowe Beata Szeffler - matematyka Irena Szymańska - język polski Bartosz Świst - wychowanie fizyczne Jerzy Świst - wychowanie fizyczne Joanna Vowie - biblioteka Anna Wicher - język polski Magdalena Wilska - język niemiecki Beata Witczak - przedmioty zawodowe Iwona Witkowska - przedmioty zawodowe Helena Wojciechowska - wychowanie fizyczne Natalia Wolska - wychowanie fizyczne Katarzyna Zielewicz - przedmioty zawodowe Nauczyciele dochodzący: Teodor Bańczyk - chemia Przemysław Bąk - wychowanie fizyczne Urszula Ćwirlej - język polski Genowefa Florczyk - przedmioty zawodowe Alina Kaczmarek - język polski Mariola Kasper - religia Romualda Krusicka - techniki biurowe i komputerowe Koperski Józef - przedmioty zawodowe Feliks Korbik - przedmioty zawodowe Renata Madejek - wychowawca internatu Beata Matuszak - wychowanie muzyczne Alina Mielcarek - religia Zygmunt Sługocki - wiedza o społeczeństwie Krystyna Warguła - język niemiecki Barbara Zielińska - matematyka Nauczyciele uczący w filii Pniewy Anna Biniaś - Mierzkowska - język niemiecki Józef Biniaś - przedmioty zawodowe Hanna Brodowska - przedmioty zawodowe Wanda Gomuła - język polski Krzysztof Hojan - matematyka, informatyka Jan Kowalczyk - fizyka Piotr Kwita - historia Anna Nepelska - Budych - chemia Eleonora Novanska - geografia Wojciech Rabski - przedmioty zawodowe Maciej Siemieniak - biologia Julita Zuzek - przedmioty zawodowe Rozbiórka budynku "C" Pod koniec października 2019 r. do historii przeszedł budynek przy Zespole Szkół nr 2 w Szamotułach, w którym dawniej odbywała się część zajęć z przedmiotów zawodowych Rozpoczęła się wtedy rozbiórka baraku przy ulicy Zamkowej w Szamotułach, wchodzącego w skład Zespołu Szkół nr 2. Przez lata prowadzono tu zajęcia z przedmiotów zawodowych dla uczniów technikum. Budynek od dawna nie był użytkowany przez wzgląd na zły stan techniczny. A oto niektóre komentarze internautów z profilu na portalu społecznościowym - A tak tam fajnie było, zimno - Chodząc do Technikum miałam tam lekcje trochę zimno, ale dało się przeżyć - oj tak tyle uwag co w tym budynku dostaliśmy to chyba nikt nie miał - to były fajne czasy... - ja pamiętam, że tam zawiewało chłodem. - no zimno tam było strasznie, ale wspomnienia z tego miejsca super - Tyle wspomnień. Specyficzny klimat - Lekcje w zimie najlepsze i najcieplejsze wspomnienia Produkcja zwierzęca, roślinna, mechanizacja no i kantorek Pana Tadzia ( wtedy woźny - dziś parkingowy na Rynku), w którym pijało się kawkę - Pamiętam Pana Popko i jego tekst "do wiaty i z powrotem" - Mechanizacja z panem Tomczakiem - Super czasy baraki - Stare dobre czasy "baraki" tyle wspaniałych wspomnień - Mechanizacja z prof. Tomczakiem, Korbikiem, Bhp z prof. Gawrońskim. - Super czasy i plac apelowy - i odróbki w ogrodzie , którego już dawno nie ma - Lekcje z panem Rysiem Tomczakiem - to najlepsze wspomnienia z technikum. - Ja wspominam zajęcia z Panem Korbikiem Feliksem no i jazdy na ZETOR 7211!! Pan Włodek Stelmaszyk prowadził! No i mechanizacja Pan Gawronski! Pozdrawiam wspaniałych nauczycieli!! - Gdzie masz teraz lekcje? W Barakach to były czasy... - Mechanizacja z Panem Marian BorowiecNauka jazdy na placu, oczywiście cięgnikiemPraktyki z Panem Koperskim - I ta siatka w oknach - Miałam przyjemność mieć tam lekcje - Mechanizacji - Ale ten plac obok to lepsze wspomnienia... Zbiórka na praktyki i pan Koperski - Drabina - urządzenie służące do poruszania się w pionienajlepsze wspomnienia TRy - Lekcje w barakach miały swój klimat zwłaszcza z panią Urszulą Golon - Mechanizacja tam była! Miło wspominam! No i apel z Łza się kręci! Kroniki klasowe Kronika klasy Technikum Rolniczego (1994-1999) Wych. p. Marlena Grenda"Odszedłeś cicho, bez słów pożegnania, Tak jakbyś nie chciał swym odejściem smucić Tak jakbyś wierzył w godzinę rozstania, Że masz niebawem z dobrą
Zobacz wszystkie z kategorii Ogłoszenia „Odszedłeś cicho, bez słów jakbyś nie chciał swym odejściem smucić…Tak jakbyś wierzył w godzinę rozstania,Że masz niebawem z dobra wieścią wrócić”./Ks. J. Twardowski/ Z głębokim żalem i smutkiem żegnamy Naszego Kolegę, Przyjaciela, Nauczyciela informatyki, Wychowawcę – Pana Stanisława odejście kogoś, kogo się zna, z kim się przyjaźni nie można się przygotować. Śmierć zawsze jest nie na miejscu i zawsze nie w porę – za szybko, za rano, za nagle. Przychodzi i zostawia ból. Ból, który ukoić mogą tylko w pokojuDyrekcja, nauczyciele, pracownicy, uczniowieSzkoły Podstawowej Nr 2 w Dobczycach
JfK1.